Rozgrzewka przed Lublin Jazz Festiwal - Lonker See, Tatvamasi i Luis Vicente/Vasco Trilla (fotorelacja)

Zegar odliczający dni do 11. edycji Lublin Jazz Festiwal bije coraz szybciej. Organizator imprezy, Centrum Kultury, w zeszłym tygodniu umiliło to oczekiwanie dwoma koncertami jazzowymi.

W czwartek (4 kwietnia) wystąpił trójmiejski kwartet Lonker See prezentując osadzoną w psychodelii fuzję jazzu, ambientu i space rocka. Inklinacje muzyczne wyraźne: Pink Floyd, Tiamat, ale też klimaty krautrockowe. Na uwagę zasługuje piękna młócka na garach Michała Gosa (wbijało człowieka w ziemię, oj wbijało!) i saksofonowe jazzdy Tomka Gadeckiego. Amerykańce mają Colina Stetsona, my mamy Gadeckiego! Spacerockowego klimatu nadawały gitarowe pasaże Bartosza Borowskiego, choć chwilami miałem wrażenie, że pod tym kapturem kryje się sam David Gilmour. Last but not least, czyli Asia Kucharska - wisienka (bo przecież nie rodzinek), która oprócz rytmicznego pulsowania basem momentami ubarwiała  utwory  wokalem osadzonym w hippisowskich latach 60. budząc u mnie silne skojarzenia z kapelą Brainticket.

Lonker See pokazał klasę. Pokazał też, że porządnie wydana płyta winylowa może mieć normalną cenę: 50 zł. Oczywiście ją kupiłem i od tygodnia nie schodzi z talerza!


Piątek to dzień kolejnej odsłony cyklu Muzyki Ucha Trzeciego. Tym razem gośćmi lubelskiego Tatvamasi był portugalsko-kataloński duet: Luis Vicente/Vasco Trilla. Koncert, choć właściwie trzy koncerty, miały swoją chronologię. Jako pierwsze na scenie pojawiło się combo Tatvamasi i łącząc jazzową improwizację z rockowym sznytem pokazało, czym w muzyce jest ordo ad chao. Jak zwykle ich występ ubarwił basista - Łukasz Downar, swoimi logicznymi, aczkolwiek bezsensownymi komentarzami (uwielbiam je 😏).
Druga odsłona koncertu to wielcy improwizatorzy z Półwyspu Iberyjskiego: Luis Vicente/Vasco Trilla, czyli duet na trąbkę i perkusję. Luis Vicente jeszcze przed rozpoczęciem seta, niejako podczas rozgrzewki pokazał, że jest w stanie wydawać dźwięk trąbki... bez trąbki. Subtelnie utkane improwizatorska siecią dźwięki to trudne dźwięki, wymagające czystego umysłu, trochę więc żałuję, że występ tego duetu przypadł na dość późną porę - mój mózg usilnie prosił o przejście na "stand by". Były wszak odejścia od purystycznej improwizacji ku bardziej uporządkowanym strukturom dźwięku. I te wycieczki były świetne!
W trzeciej części koncertu na scenie pojawiły się już zjednoczone siły lubelsko-iberyjskie. Ja tego niestety nie doświadczyłem: umysł wygrał nad sercem. Jednak mój "wywiad", który widział część trzecią doniósł mi, że muzycznie było to swoiste fifty/fifty. Trochę dominacji Tatvamasi, a trochę Vicente i Trilli. Status quo zastało zachowane.





















Komentarze

Popularne posty z tego bloga

La provisorka, czyli papierowa opera lubelskiego marszałka z "powiatową Lady Makbet" w roli głównej

La provisorka. "Powiatowa Lady Makbet" wychodzi z ukrycia

Jaubi "Nafs at Peace"