La provisorka, czyli papierowa opera lubelskiego marszałka z "powiatową Lady Makbet" w roli głównej

 Nie będzie o jazzie, ale o operze w Lublinie. Plany fuzji trzech kluczowych instytucji kultury i utworzenia na ich bazie opery spowodowały, że w mieście zawrzało, a szum słychać już w całej Polsce. Marszałek województwa lubelskiego, Jarosław Stawiarski, uspokaja i mówi, że fuzja będzie łagodna i chodzi tylko o zmianę nazwy, ale plan przedstawiony przez aktualną dyrektor Teatru Muzycznego, Kamilę Lendzion, a być może przyszłą dyrektor naczelną opery, już taki łagodny nie jest. Pracownicy instytucji, które miałaby scalić się w jedną, nie zasypują gruszek w popiele: protestują i kierują swe kroki do prokuratury. Warto przyjrzeć się temu wszystkiemu bliżej.


Opera Stawiarskiego vs. opera Lendzion

Wybitny kompozytor Igor Strawinski specjalizował się głównie w baletach, ale przytrafiły mu się również opery. Jarosław Stawiarski specjalizuje się w polityce, ale i on postanowił „zrobić” operę. Jej koncepcję wyłożył kilka dni temu (15.05) na antenie Radia Lublin. Przyjrzyjmy się jego „partii wokalnej”. Ze słów marszałka wynika, że opera lubelska będzie operą z ambicjami dalekimi od tych najlepszych. – Nie mamy ambicji Metropolitan Opera, nie mamy ambicji La Scali, nie mamy ambicji Teatru Wielkiego w Warszawie. To ma być tak, jak teraz jest „Traviata” w Teatrze Muzycznym, ma być wystawiana okazjonalnie – przyznał.

Skoro ma być tak jak teraz, to po co ta zmiana? – Słowo „opera” powoduje, że wchodzimy na wyższy poziom i tylko tyle – tłumaczy Jarosław Stawiarski i podaje inny argument: - Lepiej nazywać się Filharmonia i Opera Lubelska, niż jakieś twory: Teatr Muzyczny, Filharmonia, Centrum Spotkania Kultur – mówi włodarz województwa. Bo to właśnie te trzy wymienione przez niego instytucje mają być elementami fuzji. A zatem dla Stawiarskiego połączenie „trzech w jedno” będzie li tylko drobną kosmetyką. – To łagodna fuzja, która będzie polegała, tylko na zmianie nazwy i ewentualnie na zmianie dyrektorów – uznał marszałek, a potem stwierdził, że jest to ładniejsza zmiana nazwy. - Każdy wie, co to jest opera, a Centrum Spotkania Kultur to enigmatyczna nazwa – argumentował Stawiarski. Jego słowa dobitnie skontrował w mediach społecznościowych Tadeusz Deszkiewicz, prezes Radia dla Ciebie i doradca społeczny prezydenta RP Andrzeja Dudy. - Przypomina się anegdota o facecie, który miał dwie lewe ręce. Zrobili mu operację zamieniając je miejscami. Zostało to samo, ale operacja się udała… Łaskawy dla marszałka nie jest również Jacek Marczyński z „Rzeczpospolitej”. - Samą tabliczką na drzwiach wejściowych nie buduje się ani rangi instytucji, ani nie wzmacnia prestiżu miasta, które można co najwyżej w ten sposób ośmieszyć. Ostrożnie do sprawy podchodzi także Krzesimir Dębski. - Przy tak złożonej sprawie potrzebny byłby rasowy manager! Obawiam się, że kołdra będzie za krótka – mówi kompozytor. 

Ale czy fuzja faktycznie będzie oznaczała wyłącznie zmianę nazwy? Dyrektor Teatru Muzycznego, Kamila Lendzion, na nagraniu, do którego jako pierwszy dotarł „Kurier Lubelski”, a które od kilku dni jest już dostępne w Internecie, przedstawiła plan dużo bardziej precyzyjny, niż ten marszałka. Lendzion mówi o tym, że przestaje istnieć Teatr Muzyczny i CSK, że jest już opracowany regulamin organizacyjny opery i podaje zarys struktury organizacyjnej (dyrektor naczelny i kierownicy). Mówi też, że pracownicy będą zarabiali więcej niż do tej pory oraz zdradza, że to ona będzie dyrektorem naczelnym. Z jej ust padają słynne już słowa: „Nie ma innych dyrektorów poza mną”. 9 maja na antenie Radia Lublin Lendzion zaprzeczyła, jakoby te słowa powiedziała: - Myśli pan, że z mojej strony – dyrektor poważnej instytucji – mogłyby paść słowa: „Nie będzie dyrektorów poza mną”? Słowa są absolutnie wyrwane z kontekstu. Jedynym, co mogę powiedzieć, że rozmawiałam z moimi związkami. Na pytanie, kto będzie dyrektorem, powiedziałam, że jako autor koncepcji, jeżeli będzie taka potrzeba, będę startować w konkursie, w zależności od decyzji, jaką podejmie zarząd – mówiła Lendzion dziennikarzowi. Stanowisko to powtórzyła w opublikowanym 19 maja w mediach społecznościowych oświadczeniu. Nie odnosi się w nim bezpośrednio do nagrania, a pisze, że użyła skrótu myślowego, mówiąc, że chce osobiście dopilnować realizacji wszystkich założeń koncepcji, której jest autorem. Tyle tylko, że na prawie 80-minutowym nagraniu takiego stwierdzenia nie ma. Ani razu nie pada też z jej ust słowo „konkurs”. ANI RAZU! 

Plan Lendzion, który znamy dzięki nagraniu, Jerzy Kornowicz, dyrektor Warszawskiej Jesieni, nazywa snami godnymi powiatowej Lady Makbet spełnianymi w nowoczesnej metropolii o intensywnym ruchu kulturowym. Ale teraz niech ponownie przemówi marszałek. - Nie będzie żadnych zwolnień – uspokajał pracowników trzech instytucji przed skutkami fuzji. Czy faktycznie? Dyrektorka Teatru Muzycznego „na taśmie” w kwestii zwolnień mówiła tak: - Dostajemy wszystkich na rok i przez rok nie jestem w stanie nikogo zwolnić. Natomiast nasza instytucja (Teatr Muzyczny – red.) najmniej zarabiała z tych trzech instytucji i jeśli ujednolicimy pensje, to myślę, że większość z pracowników CSK nie zechce pracować za mniejsze pieniądze, niż pracuje w tej chwili – mówiła Lendzion. – Czy ludzie z CSK zgodzą się na niższe zarobki, czy trzeba im będzie wypowiedzieć... (umowy - red.)? - pyta ją jeden ze związkowców. - Niech się pan tym nie przejmuje, to jest mój problem, księgowej i mecenasa – odpowiada mu Lendzion. W dalszej części nagrania dyr. TM mówi, że zaraz po fuzji w nowej instytucji będzie 375 pracowników. - Nie ukrywam, że docelowo chcę zmniejszyć tę liczbę do 300 – wyznaje Lendzion i zapewnia związkowców, że zespół Teatru Muzycznego przy okazji redukcji nie zostanie „ruszony”. Na wątpliwości związkowca, że 75 pracowników, którzy będą musieli odejść to dużo, dyr. TM wyraźnie się irytuje i odpowiada: - Ale w czym ma pan problem? Nie wszyscy zechcą pracować, niech pan zrozumie. (…) W tych 75 osobach, będą te, które zechcą odejść, które będą przechodzić na emeryturę – przewiduje Lendzion.

Ale wróćmy do marszałka Stawiarskiego. W Radiu Lublin mówił też, że fuzja nie będzie oznaczała rezygnacji z działań statutowych każdej z trzech łączonych instytucji. Ale przypomnijmy: Kamila Lendzion powiedziała, że w operze miesięcznie ma być 12 wydarzeń. Ile wydarzeń jest w trzech instytucjach razem wziętych teraz? Prześledziłem tylko jeden miesiąc (kwiecień) i liczyłem wyłącznie największe wydarzenia (koncert, musical, operetka, balet, spektakl). Ile wyszło? W Teatrze Muzycznym - 8, w Filharmonii - 5, a w CSK – 12. Łącznie 25. 

Marszałek mówiąc o fuzji i utworzeniu opery używa kilkakrotnie słowa „jeśli” („jeśli dojdzie do niej”, „jeśli dojdzie do tego”). Czy jest to wyłącznie zasłona dymna i wentyl bezpieczeństwa, czy może faktyczne nic nie było postanowione? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że Kamila Lendzion takich wątpliwości nie miała i była bardziej zdecydowana od marszałka. W jej narracji wszystko już się dokonało, a sformułowania, jakich używa dobitnie na to wskazują: „powstaje opera”, „przestaje istnieć CSK”, „nie ma innych dyrektorów poza mną”, „to my przejmujemy całą resztę”, „decyzja została podjęta na zarządzie i wszyscy zostali o tym poinformowani”, „sytuacja jest nieodwracalna”, „maszyna ruszyła”, „marszałek Jarosław Stawiarski jest w tej sprawie już po rozmowach w ministerstwie”. 

Co do samej Kamili Lendzion trzeba postawić pytanie, czy jest odpowiednią osobą na stanowisko największej instytucji kultury w regionie? 11 lutego br. odebrała w imieniu Teatru Muzycznego statuetkę Ambasadora Województwa Lubelskiego – to fakt. Ale warto cofnąć się do 2019 r., kiedy to zarząd województwa wszczął procedurę odwołania ze stanowiska szefowej lubelskiej operetki. - Jednym z powodów był wynik przeprowadzonego w instytucji audytu – mówił wówczas, cytowany przez lokalne media, Remigiusz Małecki, rzecznik UM, a ówczesny wicemarszałek Dariusz Stefaniuk wskazywał ogólnie, że chodzi o nieprawidłowości finansowe i w zarządzaniu. Ostatecznie do odwołania nie doszło. Sięgnijmy zatem ponownie do „taśmy Lendzion”. - Jak już rozmawiamy o pieniądzach, to ja chciałabym wrócić do tego Chełma zeszłorocznego, bo miał być zapłacony – mówi związkowiec. - A to już przedawnione – odpowiada mu Lendzion. O co chodzi z Chełmem? Pod koniec października 2022 r. artyści z Teatru Muzycznego mieli koncert musicalowo-rozrywkowy w Chełmskim Domu Kultury. - Mieliśmy mieć zapłacone. Dyrektor powiedziała nam, że zagramy z podkładem muzycznym, dzięki czemu dostaniemy większe pieniądze. Do tej pory to nie zostało zapłacone – zdradza szczegóły prosząca o anonimowość artystka TM.

Warto skupić się również na instytucji, która ma być strategicznym elementem fuzji, czyli Centrum Spotkania Kultur. Marszałek lubelski dokonuje przedziwnej refleksji deprecjonując wprost CSK, instytucję, która podlega mu de facto i de iure. Marszałek nazywa ją „mityczną” (z ironią), impresaryjną, neguje jej markę („enigmatyczna nazwa”) oraz ideę założycielską („jakie kultury się tam spotykają?”). - Dla mnie to jest po prostu przykre, bo od wielu lat robię wszystko, by tworzyć swoją wizję w przestrzeni CSK, przestrzeni, która jest dla mnie bardzo komfortowa – mówi Leszek Mądzik, dyrektor artystyczny Festiwalu Scenografii i Kostiumów „Scena w Budowie” i założyciel Sceny Plastycznej KUL. - Jestem zaskoczony, że pan Stawiarski nie dostrzegł tego, że w CSK jest festiwal „Scena w Budowie”, jedyny w Polsce, który został doceniony przez największe autorytety. Nie rozumiem jego decyzji – dodaje Mądzik.

Decyzji marszałka nie rozumie również Teresa Księska-Falger, popularyzatorka muzyki, a także inicjatorka i organizatorka najważniejszych lubelskich wydarzeń muzycznych. - Jestem tym wszystkim naprawdę przytłoczona – mówi i punkt po punkcie wylicza powody tego stanu: - Chcąc połączyć trzy instytucje narusza się istotę ich działalności i prawo do bycia w zgodzie z własnymi kompetencjami. Po drugie, gdzie miałaby być opera? Bo na pewno nie w CSK, albowiem tamta sala, zwana operową, nie ma akustyki muzycznej: wszystkie koncerty odbywają się z pomocą nagłośnienia, co urąga zasadom piękna, jakie przynosi ze sobą opera – wskazuje Księska-Falger. Wie co mówi: - Miałam zaszczyt prowadzenia koncertu inaugurującego funkcjonowanie sali CSK. Wystąpiła wtedy wspaniała Aleksandra Kurzak, jej mąż Roberto Alagna, piękne operowe głosy, ale przez mikrofon. Grała orkiestra symfoniczna im. K. Namysłowskiego z Zamościa pod dyrekcją Bassema Akiki – wszyscy siedzieli w otoczeniu mikrofonów. Czy takiej opery chcemy? Bo to co mamy, to warunki plenerowe – nie pozostawia złudzeń Teresa Księska-Falger i stawia kolejne konkretne pytanie: kto miałby operę realizować? - W Teatrze Muzycznym głosów operowych nie ma, a tamtejsza orkiestra „nie dźwignie” partii w partyturach takich mistrzów jak Verdi, czy Puccini – zaznacza Księska-Falger.


"La Traviata"... Pucciniego

A skoro o Puccinim mowa, to za jego sprawą możemy płynnie wrócić do kolejnych, tym razem osobistych i szczególnie barwnych, refleksji marszałka Stawiarskiego na temat opery. - Nie jestem melomanem operowym, ale opera to coś wyższego, jeśli chodzi o spotkania kultur różnych – mówił w Radiu Lublin, po czym przyznał, że wystawianej w Teatrze Muzycznym „La Traviaty” nie widział i nie wie kto jest jej twórcą. – Nie wiem nawet kto jest twórcą „Traviaty”, czy Puccini, czy jakiś inny wielki twórca – strzelił w ciemno Stawiarski. - Pan marszałek ze zdumiewająca szczerością przyznał, że nie był na lubelskiej „Traviacie” i w ogóle nie wie, kto ją skomponował, co potwierdza obawy, że nie ma pojęcia, czym jest teatr operowy i jak powinien on funkcjonować. Opery nie da się zrobić raz na jakiś czas, przypadkiem, ta sztuka wymaga długofalowych planów, wytrwałości  i konsekwentnego budowania zespołu, którego Lublin nie ma – komentuje wypowiedź marszałka Jacek Marczyński z „Rzepy”. 

"NIE" dla fuzji, "NIE" dla opery

Informacja o fuzji wywołała pospolite ruszenie wśród pracowników instytucji, które mają jej ulec. Niemal od razu po publikacji „Kuriera” związki zawodowe FL i CSK złożyły na ręce zarządu województwa pismo, w którym wyraziły stanowcze „nie” dla takiego połączenia. Kilka dni później, 10 maja, wystosowany został „list otwarty”. Ważny, bo podpisany nie tylko przez w/w związki, ale również przez ZZ Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych w Teatrze Muzycznym. Z kolei 11 maja z apelem do wicemarszałka ds. kultury, Bartłomieja Bałabana i zarządu zwróciło się Zrzeszenie Filharmonii Polskich, prosząc o „zrewidowanie swych zamierzeń i zapewnienie środowisk artystycznych o tym, że dalsze samodzielne istnienie i funkcjonowanie FL nie jest zagrożone”. Bałaban dostał po uszach także od związkowców. „Początkowo z wielkim niedowierzaniem, a obecnie z coraz większym oburzeniem obserwujemy Pana poczynania związane z tzw. fuzją instytucji kultury Kamili Lendzion. Jeszcze kilka dni temu mieliśmy nadzieję, że to autorski pomysł dyr. Lendzion, dziś mamy poczucie, że uczestniczy Pan w tym niecnym procederze od dawna” – brzmią pierwsze linijki pisma z 17 maja podpisanego przez związki zawodowe. Bałabanowi stawiane są konkretne pytania, m. in.: Czy Ministerstwo Kultury, a konkretnie Premier Gliński wie, że dyr. Lendzion powołuje się na zgodę Ministerstwa na powstanie opery? Kto mówi prawdę: dyr. Lendzion, że zarząd podjął decyzję, czy Pan, że nie zapadły?  Był w końcu list „w obronie regionalnej kultury” sygnowany przez związki zawodowe FL, CSK i TM, z apelem do Stawiarskiego, by „udowodnił, że jest dobrym i odpowiedzialnym gospodarzem, i natychmiast zapobiegł zbliżającej się jak lawina śnieżna katastrofie kulturalnej województwa lubelskiego”. Podobną inicjatywę podjęli pracownicy CSK, którzy w piśmie do marszałka ustosunkowują się do krzywdzących i niesprawiedliwych, ich zdaniem, słów które wypowiedział na antenie Radia Lublin. Pracownicy CSK wskazują, że wcześniej otrzymywali od Urzędu Marszałkowskiego pochwały za kompetencje, profesjonalizm i promowanie woj. lubelskiego. Oprócz tego w internecie pojawiła się petycja „Ratujmy FL”, w której także apelowano do marszałka. Tym razem „o natychmiastowe zaprzestanie działań zmierzających do połączenia instytucji!”. Do tej pory petycję podpisało ponad 2 tys. osób. Są też głosy z zewnątrz. Swoje zaniepokojenie wobec planów powołania opery w Lublinie wyraża Polska Rada Muzyczna, jak również Związek Kompozytorów Polskich. Ten ostatni pisze: „Budzi nasz sprzeciw zarówno nierealistyczny plan powołania teatru operowego, jak i fakt, że ma się to odbyć kosztem zespołu filharmonicznego. Zdumiewa sposób w jaki o tych zaawansowanych planach się dowiadujemy oraz brak merytorycznej debaty, konsultacji środowiskowych i znanych nam koncepcji eksperckich w tej sprawie. Plany samorządu województwa lubelskiego sprawiają w takich okolicznościach wrażenie nieuzasadnionego, amatorskiego chciejstwa”.

Do tej gry powoli wchodzą też politycy. Interpelację do Stawiarskiego złożyła radna sejmiku woj. lubelskiego, Bożena Lisowska (PO), która chce się dowiedzieć, czy Urząd Marszałkowski dysponuje opiniami, ekspertyzami i analizami funkcjonowania po połączeniu tych instytucji, a także jakie są podstawy prawne i w jaki sposób realizowane były konsultacje tego przedsięwzięcia ze środowiskiem kultury.

Zwolnienia za protest?

Pracownicy protestują, podpisują, wysyłają i… spotykają ich za restrykcje. Jak udało mi się ustalić, w sobotę (13 maja), po zakończeniu opery „La Traviata” dyrektor Lendzion wręczyła dwóm pracownikom (należącym do ZZ PAMO – jednego z sygnatariuszy listów protestacyjnych) pisma z pytaniami o to, czy są członkami związku zawodowego ZZ PAMO i korzystają z jego ochrony. Z taką samą prośbą, dzień wcześniej, wystąpiła do NSZZ „Solidarność” FL p.o. dyrektora Filharmonii Lubelskiej, Zuzanna Dziedzic (tu sprawa dotyczy jednego pracownika). Co w praktyce oznaczają takie prośby? - Takie pismo wysyła się wówczas, gdy chce się pracownika zwolnić i nie ma innych okoliczności uzasadniających taką prośbę – nie ma wątpliwości Marian Król, szef lubelskiej „Solidarności”.

Piątek dziewiętnastego: uchwała intencyjna z prokuraturą w tle

I nadchodzi piątek, 19 maja. Rano zbiera się zarząd województwa lubelskiego i stawia pierwszy formalny krok ku operze: podejmuje decyzję dotyczącą skierowania na sesję Sejmiku Województwa Lubelskiego uchwały intencyjnej ws. fuzji trzech instytucji i utworzenia opery. Przesłanki decyzji wicemarszałek Michał Mulawa wyłożył red. Krzysztofowi Wiejakowi z gazety „Jawny Lublin”. - Jeśli chodzi o analizę ekonomiczną takiego posunięcia, to nie trzeba nawet głęboko sięgać po dane, żeby stwierdzić, że nowa Opera będzie efektywniej zarządzana pod tym względem, a uwolnione środki będzie można przeznaczyć na większe produkcje, czy lepsze pensje dla pracowników – stwierdza, ale danych nie podaje. Z tezą Mulawy rozprawia się Paweł Gabara, były dyrektor Gliwickiego Teatru Muzycznego oraz Teatru Wielkiego w Łodzi, twórca koncepcji przekształcenia teatrów gliwickich. - Tego typu molochy nie sprawdzają się. Gubi się w nich podmiotowość i ginie energia kreacji różnorodnych przedsięwzięć. Nieunikniony będzie konflikt interesów, co sprawi, że często przegrywać będą projekty bardziej wysublimowane z działaniami czysto komercyjnymi. Twórcy i pracownicy będą zagubieni. Oszczędności w zatrudnieniu będą niewielkie, a zdecydowanie spadnie ilość i różnorodność imprez. Ponadto teatr operowy jest ogromnym i bardzo kosztownym organizmem, który trudno zbudować na bazie niedużego teatru muzycznego – uważa Gabara i konkluduje: - To co usłyszałem o pomyśle połączenia budzi silne obawy o to, że de facto zlikwidowana będzie działalność CSK i zmarginalizowana działalność Filharmonii.  

Zarząd województwa postawił krok ku operze, a niemal w tym samym czasie związkowcy skierowali swoje kroki ku prokuraturze składając zawiadomienie do prokuratury na Kamilę Lendzion. Zawiadomienie bazuje na przytaczanym już kilkakrotnie nagraniu, a konkretne jego fragmenty mają wskazywać, iż dyr. TM dopuściła się przestępstwa, jakim jest powoływanie się na wpływy. Zawiadomienie w imieniu związkowców złożył Jacek Piasecki, przewodniczący ZZ Pracowników CSK „Kultura”.

Kilka godzin później w prokuraturze pojawia się Kamila Lendzion. „przykrością i zdumieniem muszę powiedzieć, że w ostatnich dniach mam do czynienia z celowym działaniem mającym na celu zdyskredytowanie mojej osoby w oczach opinii publicznej. Ostatnim tego przykładem jest zawiadomienie do prokuratury złożone przez jeden ze związków zawodowych działających w CSK. Nie mogę już nie zareagować na takie irracjonalne działania – poinformowała Lendzion lokalne media. Co zarzuca związkowcowi? Pomawiane, znieważanie, uporczywe nękanie i fałszywe oskarżanie.

Jeśli ktoś myśli, że to koniec to jest w błędzie. Ten akt zamknie ten, który go otworzył: marszałek Jarosław Stawiarski. W piątek, po zarządzie, zakomunikował dziennikarzowi Radia Lublin: - Zarząd wyraził wolę połączenia tych instytucji i dodania jeszcze jednej instytucji. Chcę pana zapewnić, że nic z tego nie wynika oprócz tego, że będziemy mieli jeszcze czwartą instytucję. Ludzie, którzy tworzyli te trzy instytucje, będą w jednej instytucji – powiedział Stawiarski. To w końcu cztery instytucje, czy jedna? Nic z tego nie wiadomo.

Najsłynniejsza opera przywołanego na początku Strawinskiego nosi tytuł „Żywot rozpustnika”. I niech to będzie klamrą. 

Koniec aktu pierwszego. Kolejne wkrótce.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

La provisorka. "Powiatowa Lady Makbet" wychodzi z ukrycia

Jaubi "Nafs at Peace"