La provisorka. "Powiatowa Lady Makbet" wychodzi z ukrycia

 „Kamila Lendzion przerywa długie milczenie” – tak „Dziennik Wschodni” anonsuje środowy (7.06) wywiad z dyrektorką Teatru Muzycznego. Nie jest to do końca prawda, bo Lendzion, od czasu publikacji pierwszego artykułu opartego na jej taśmie („Kurier Lubelski”, 4.05), milczenie przerywała trzykrotnie. Pierwszy raz 9 maja: "Myśli pan, że z mojej strony – dyrektor poważnej instytucji – mogłyby paść słowa: „Nie będzie dyrektorów poza mną? Słowa są absolutnie wyrwane z kontekstu" – mówiła Kamila Lendzion dziennikarzowi RL, kiedy ten zapytał ją o frazę, która po kilku dniach stała się kultowa. Drugi i trzeci raz 19 maja: pisząc w oświadczeniu, że wypowiedziane przez nią w nagraniu słowa to skrót myślowy, oraz składając zawiadomienie do prokuratury na przewodniczącego ZZ CSK „Kultura” Jacka Piaseckiego (informacja o tym trafiła do wszystkich lokalnych mediów) i zarzucając mu pomawianie, znieważanie, uporczywe nękanie oraz fałszywe oskarżanie.

Po 19 maja Lendzion zapadła się dla opinii publicznej pod ziemię. Nie było jej 29 maja na komisji kultury, gdy omawiana była jej autorska koncepcja opery (plotka głosi, że przez chwilę była pod drzwiami), nie było jej również dzień później, gdy sejmik miał przyklepać uchwałę intencyjną ws. fuzji CSK, TM i FL i powstania opery.

No i nastaje 7 czerwca. Za pośrednictwem „Dziennika Wschodniego” Kamila Lendzion przemawia do opinii publicznej. Forma komunikacji to wywiad. Przeprowadza go red. Waldemar Sulisz. Można lubić lub nie konwencję jego rozmów, ale w tym przypadku z daleka śmierdzi to ustawką. Wydaje się też, że pytania zostały wysłane Kamili Lendzion wcześniej, a ona w zaciszu gabinetu (lub domu) w spokoju na nie odpowiedziała. Skąd to podejrzenie? Z dyrektor Teatru Muzycznego zrobiłem trzy wywiady. Tylko pierwszy był spotkaniem face to face. Dwa kolejne odbyły się w już formie korespondencyjnej (na życzenie Kamili Lendzion). Ale jeśli się mylę i Sulisz na potrzeby wywiadu faktycznie spotkał się z szefową operetki, to tym gorzej dla Sulisza. Bo miał okazję i nie skorzystał. Nie skorzystał z możliwości zadania pytań, które stawia sobie nie tylko Lublin i Lubelszczyzna, ale i cała Polska. Pytań, które cisną się po przesłuchaniu „taśmy Lendzion” (Kiedy powstała koncepcja opery i kto naprawdę za nią stoi? Czy odbywały się w związku z tym rozmowy w ministerstwie? Czy Lendzion jest kreatorem, czy jedynie wykonawcą? – to tyko pierwsze z brzegu). Sulisz temat taśmy pominął całkowicie, tak samo jak za nieistotny uznał zamiar zwolnienia przez Lendzion dwóch związkowców. Miast tego redaktor znany ze słabości do jadła zadaje pytania tyleż łatwe, co banalne. 

Tak więc na początek pyta Kamilę Lendzion dlaczego warto w Lublinie utworzyć operę? A ta odpowiada: „Mamy w Lublinie wszystkie niezbędne środki, aby produkować, wystawiać i promować operę: potencjał, znakomity zespół artystyczny i techniczny, pomysły oraz kontakty w środowisku artystycznym. Pierwsze sygnały w Polsce na wieść o tym, że ma powstać opera są bardzo pozytywne – chcą z nami współpracować najlepsi, zarówno realizatorzy, jak i wykonawcy z pierwszych scen operowych w kraju. Mamy przecież w Lublinie salę operową z prawdziwego zdarzenia, jedną z największych i najnowocześniejszych w kraju. Uważam, że z takim wachlarzem możliwości produkcyjnych na poziomie światowym, na sali operowej powinny być wystawiane nasze własne, lubelskie produkcje”. Mowa-trawa. Dyr. Teatru Muzycznego wydaje się być głucha na lejące się od kilku tygodni niczym wodospad opinie autorytetów, że Lublinowi opera potrzeba nie jest (Antoni Wit, Jerzy Maksymiuk, Krzesimir Dębski, Mirosław Błaszczyk, Jerzy Kornowicz, Teresa Księska-Falger), za nic ma kilkustronicową merytoryczną analizę ZZ PAMO, za nic ma marsową minę wicepremiera Piotra Glińskiego, który o operze w Lublinie wypowiadał się w tonie dalekim od entuzjastycznego. A kim są wspomniani przez Lendzion „najlepsi, zarówno realizatorzy, jak i wykonawcy z pierwszych scen operowych w kraju”, którzy chcą współpracować z przy nowej operze (pomijam fakt, że ponownie obsadza się w roli dyrektora instytucji, która jeszcze nie powstała)? Tego nie wiemy, bo żadne nazwiska nie padają. Jedno nazwisko Lendzion wymieniła wprawdzie w koncepcji opery, którą 26 kwietnia złożyła na ręce zarządu województwa. Chodzi o wybitną śpiewaczkę Ewę Vesin, której Lendzion dała rolę w „Tosce” Pucciniego.  Problem w tym, że nikt się z Vesin w tej sprawie nie kontaktował, a ona sama ma kalendarz artystyczny zajęty do końca 2026 r. Pani Kamilo, proszę zatem o wskazanie piątki, tych najlepszych, którzy chcieliby z panią kolaborować. No dobrze: wystarczy trójka!

Lendzion w rozmowie z Suliszem, z uporem maniaka, podkreśla też, że „mamy w Lublinie scenę, zaprojektowaną i zbudowaną z myślą do wystawiania wydarzeń operowych. Dlaczego zatem nie wykorzystać tego potencjału zgodnie z przeznaczeniem?” I tu znowu nie słyszy, a raczej nie chce słyszeć tych, którzy mówią, że sala CSK jest operowa tylko z nazwy, a operowa de facto nie będzie nigdy,  bo nie ma akustyki. Zrozumiał to już marszałek Jarosław Stawiarski, który w rozmowie w Radiu Lublin stwierdził, że nie tylko sala CSK nie ma akustyki, ale Filharmonia i Teatr Muzyczny również. Zrozumiał to jego zastępca, Bartłomiej Bałaban, który radiowej Dwójce rzucił pomysł modernizacji sali CSK,  po to by akustyka tam była.

Red. Sulisz zapytał Kamilę Lendzion także o to, czy jej koncepcja opery była poparta analizą finansową. Lendzion mu odpowiada: „Oczywiście, przecież to podstawa do przygotowania koncepcji dotyczącej fuzji. Problem w tym, że nikt z oponentów nie chciał wgłębić się w te analizy, zapoznać szczegółowo z koncepcją, żeby zobaczyć, że tak naprawdę kultura może tylko zyskać, a także pracownicy tych trzech instytucji, czyli Filharmonii, Teatru Muzycznego i Centrum Spotkania Kultur”.

Cała koncepcja opery ma 7 stron. Kwestiom finansowym, a zatem podstawie koncepcji, Lendzion poświęciła zaledwie jedną. To niewiele, a zatem zacytuję w całości:

"Z analizy sprawozdań z wykonania planów finansowych instytucji z lat 2019-2021 wynika, że największy udział w sprzedaży biletów ma Teatr Muzyczny w Lublinie, jedynie w ostatnim roku niewielką przewagę zyskało Centrum Spotkania Kultur. W przypadku Filharmonii Lubelskiej ostatnie 2 lata wskazują tendencję spadkową w tym obszarze. Powyższe dane dowodzą, że oferta Teatru Muzycznego doskonale odpowiada na zapotrzebowanie publiczności, jednak z uwagi na niewiele miejsc na widowni (zaledwie 320) przychody osiągane z tytułu sprzedaży biletów nie mogą być wyższe. Najsłabsze wyniki sprzedaży biletów ma Filharmonia Lubelska, która pomimo znacznie większej Sali widowiskowej od Teatru Muzycznego nie jest w stanie wygenerować zbliżonych przychodów, ani nawet powrócić do poziomu sprzedaży sprzed pandemii. Należy podkreślić fakt, że w 2022 r. Teatr przy znacznie mniejszej Sali widowiskowej wygenerował 1,6 min wpływów ze sprzedaży biletów, CSK zaś przy 3 razy większej Sali porównywalną kwotę: 1,8 min. Również w 2021 r. wpływy tych instytucji były zbliżone (TML - 655 234 zł, CSK - 605 297 zł), zaś w 2019 r. i 2020 r. Teatr wypracował na mniejszej Sali znacznie większe wpływy niż CSK (2019: TML - 2 166 466 zł, CSK - 849 650 zł; 2020: TML - 495 792 zł, CSK-349 220 zł). Porównując natomiast przychody z tytułu wynajmu pomieszczeń, liderem bezsprzecznie jest Centrum Spotkania Kultur, które tylko w zeszłym roku wygenerowało z tego tytułu ponad 3 min zł, podczas gdy Filharmonia Lubelska niewiele ponad 100 tys. zł, a Teatr Muzyczny zaledwie 47 243 zł. Powyższa analiza wskazuje, że Teatr i CSK są instytucjami, które wykazują duży potencjał, jednak struktura źródeł ich przychodów jest inna, co w przypadku połączenia instytucji byłoby dużym atutem, pozwoliłoby bowiem na zdywersyfikowanie źródeł przychodów zarówno po stronie sprzedaży biletów, jak i przychodów z tytułu najmu. Ponadto połączenie instytucji pozwoli na ograniczenie kosztów. Analiza sprawozdań z wykonania planów finansowych za lata 2019-2022 wskazuje, że w strukturze kosztów wszystkich podmiotów największy udział mają wynagrodzenia z pochodnymi (w 2022 r. było to odpowiednio: dla TML - 77%, FL - 66%, CSK - 36%). W skutek połączenia, w nowo powstałej instytucji będzie zatrudnionych 375 osób, w tym 9 osób kadry zarządzającej. Nie ukrywam, że moim celem jest stworzenie zespołu mniej licznego, ale za to bardziej efektywnego, co pozwoli również na oszczędności finansowe. Instytucja realizująca podobne cele statutowe, jak nowo powstała Opera i Filharmonia Lubelska, czyli Opera i Filharmonia Podlaska w Białymstoku, zatrudnia bowiem 300 osób, co jest wystarczające do prawidłowego funkcjonowania jednostki i zapewnia jej odpowiedni poziom artystyczny i sprawną obsługę administracyjną”. 

Czy tak powinna wyglądać analiza finansowa mającej powstać największej instytucji kultury w regionie?... No właśnie…

I wisienka na torcie. Chociaż raczej wisienki, bo są dwie. Lendzion zwierza się red. Suliszowi: „Poczułam, że dla mediów, zmanipulowanych przez osoby, które nie chcą żadnych zmian, które nie widzą innej przyszłości dla kultury na Lubelszczyźnie niż ta, którą znają, i które z zazdrości – a może i lęku przed nowym – publikują fałszywe informacje, stałam się wrogiem publicznym. Zastanawiam się, czym naraziłam się tym osobom? Chyba tylko tym, że chciałam w pełni wykorzystać potencjał tych trzech instytucji kultury, znajdujących się w jednym budynku”. Czy mówienie, że przestanie istnieć CSK, że zostanie tylko impresariat, że przestanie istnieć Teatr Muzyczny, oraz czy mówienie bez wątpliwości w głosie, że z 375 pracowników trzech instytucji zostanie 300, to aby na pewno chęć wykorzystania w pełni potencjału każdej z nich?

Lendzion utyskuje też, że „Świadomie wprowadzono w błąd stowarzyszenia, znane osobistości, media, tylko po to, żeby potęgować falę hejtu, wycelowaną we mnie i, co więcej, w mój zespół”. Jest jedno „ale”. Linia mediów, osobistości, stowarzyszeń opierała się wyłącznie na tym, co Kamila Lendzion powiedziała na spotkaniu ze związkami 26 kwietnia. Kto zatem wprowadził w błąd? No właśnie!

Last but not least. Dyr. Lendzion w wywiadzie dla „Dziennika” mówi: „Zastanawiam się, czy ten atak na mnie był tak bezwzględny również dlatego, że jestem kobietą? A może właśnie dlatego, że jestem kobietą, łatwym celem?” Ktoś kto nie słuchał nagrania może by się nabrał na te harlekinowskie sztuczki, ale ten kto słuchał i usłyszał z jaką łatwością Lendzion mówi o redukcjach etatów, jak sprowadza do parteru pracownika, który draży temat ewentualnych zwolnień, jak w żołnierskich słowach mówi, że opera powstanie („Trzeba wykonać. Nie ma gadania”) ten wątpliwości mieć nie będzie.

I już na koniec. Jeśli za tym, że zarząd województwa tak twardo broni pomysłu opery i samej Lendzion, nie ma jakiegoś drugiego dna (plotki głoszą, że dno może mieć naturę prywatną), to doprawdy trudno pojąć, dlaczego koncepcja, którą średnio rozgarnięty student pierwszego roku zarządzania stworzyłby w ciągu kilku godzin, zyskała taki poklask, wśród tych którzy kierują całym województwem.

Pełny wywiad Kamili Lendzion  dla Dziennika Wschodniego tu: https://www.dziennikwschodni.pl/co-gdzie-kiedy/koncerty/jestem-spokojna-o-sukces-opery-w-lublinie,n,1000325502.html 

Poniżej zdjęcia koncepcji opery według Kamili Lendzion (sprawne oko zobaczy, że fragmenty koncepcji pokrywają się 1:1 z fragmentami odpowiedzi, których Kamila Lendzion udzielała (odpisywała) red. Suliszowi.

                                                            Fot. Teatr Muzyczny w Lublinie










Komentarze

Popularne posty z tego bloga

La provisorka, czyli papierowa opera lubelskiego marszałka z "powiatową Lady Makbet" w roli głównej

Jaubi "Nafs at Peace"