Muzyka niezależna ma się dobrze: wywiad z Krzysztofem Piekarczykiem
Serpent.pl
to największy w Polsce sklep internetowy z muzyką niezależną. Z jego
założycielem i właścicielem, Krzysztofem Piekarczykiem, rozmawiam m.in. o rynku
muzyki niezależnej, jego specyfice i o tym, jak wyglądały początki Serpentu.
Spotkaliśmy się w siedzibie Pana sklepu przy ulicy Probostwo, choć właściwie jest to spory magazyn wypełniony po brzegi płytami CD i winylowymi. Ile szacunkowo wydawnictw znajduje się w ofercie sklepu Serpent.pl?
W ofercie mamy kilkadziesiąt tysięcy
płyt, z czego na stanie jest kilka tysięcy. Resztę, w zależności od
zapotrzebowania, ściągamy z zagranicy od dystrybutora. Mamy dość złożoną ofertę
muzyczną bo ludzie często słuchają bardzo różnej, nietypowej muzyki i staramy
się im pomóc zdobywając dla nich albumy, których poszukują. Chcąc określić
muzykę jaką można znaleźć na Serpent.pl, można powiedzieć, że to muzyka
niemaintreamowa: od folku, przez jazz, metal po gatunki trudne do
jednoznacznego zdefiniowania. Współpracujemy z kilkudziesięcioma wytwórniami
muzycznymi w Polsce, a do naszego katalogu tygodniowo trafia kilkaset tytułów. To,
co się w nim znajduje jest w dużej mierze moim autorskim wyborem, staram się, żeby
w naszej ofercie była muzyka, ciekawa, interesująca i przede wszystkim
niebanalna. Ważne jest to, iż oprócz wydawców mam także bezpośredni kontakt z
artystami pomagając im w dystrybucji. W tym tkwi siła Serpentu.
Działacie
już od ponad dwóch dekady. Kiedy upadały ostatnie niezależne sklepy muzyczne, Pan
go założył, dodatkowo decydując się na sprzedaż płyt artystów działających poza
popkulturą, tworzących muzykę wymagającą i nie dla każdego. Skąd ten pomysł?
W 1999 r. powstał serwis Serpent.pl, a
rok później sklep. Założyłem go nie w Lublinie, ale we Wrocławiu, bo tam
studiowałem. Współpracowałem z festiwalem audiowizualnym WRO, na którym
zrobiłem wystawę okładek płyt wydawnictw niezależnych. Stworzyłem na potrzeby
tej wystawy stronę internetową, która przerodziła się w serwis Serpent.pl.
Głównym celem jego powstania była chęć zaprezentowania muzyki niezależnej, bo
to były czasy, gdy nie było Facebooka, Youtube’a i Spotify. Zacząłem współpracę
z wydawnictwami zamieszczając na Serpent.pl informacje o nowościach i sample do
odsłuchu. Tak jest zresztą do dziś. Sam sklep powstał niejako przy okazji. Pierwsze
płyty, które trafiły do sprzedaży pochodziły z wydawnictw, z którymi miałem
kontakt wcześniej: Obuh, Koka, Folk Time.
Na
podstawie danych ze sprzedaży, jak by Pan ocenił dzisiejszy rynek muzyki niezależnej?
Mam klientów z całego świata: z Europy,
USA, czy Japonii. Szukają polskiej muzyki, przede wszystkim folku i jazzu.
Polski jazz ma renomę na świecie – i nie chodzi wyłącznie o kultową serię
Polish Jazz, bo zainteresowaniem cieszy się także nowa muzyka młodych
jazzmanów. Natomiast jeśli chodzi o rodzimych klientów to popularnością cieszy
się muzyka niedookreślona, międzygatunkowa, wykraczająca poza ramy.
Przykładowo, jazz, który mamy w ofercie jest niemainstreamowy, np. Trzaska czy
Contemporary Noise Sextet, czyli punkowcy, którzy zaczęli grać jazz. W Lublinie
kanałami dystrybucji muzyki niezależnej poza Serpentem jest chociażby sklep z
winylami Święty Spokój, czy też organizowane cyklicznie targi i giełdy płyt. Wydaje
się zatem, że rynek ma się całkiem nieźle, nie ma kryzysu.
W
ofercie macie także płyty winylowe. Boom na ten nośnik trwa nadal?
Kiedy zaczynałem to winyli raczej nie
było, dla czarnego krążka były to trudne czasy. Od kilku lat ich popularność jest
jednak bardzo widoczna, co najlepiej obrazuje rosnąca sprzedaż winyli. Największą
frajdę dają mi płyty niebanalnie wydane, które mają rzemieślniczy sznyt. Po
takich albumach widać inwencję twórczą wydawcy. Fajnie jest móc sprzedawać
takie płyty, a frajdę mają też kupujący.
Codziennie
ma Pan kontakt z ogromną ilością muzycznych wydawnictw. Co szczególnie wpadło Panu
ostatnio w ucho?
Wyłapuję ciekawe rzeczy. Słucham
nowości, które mają trafić do sprzedaży Serpentu, choć oczywiście nie wszystkich,
bo jest ich bardzo dużo. Lubię Nicka Cave’a, PJ Harvey, podoba mi się ostatnia
płyta Swans. A z polskich wydawnictw album „Janerka na basy i głosy” - świetnie
zrobione rovery Janerki, faktycznie tylko na basy i głosy, z udziałem m.in.
Nosowskiej czy Pablopavo. Płyta ta pokazuje że teksty Lecha są niestety ciągle
aktualne...
Wywiad pierwotnie ukazał się w "Kurierze Lubelskim" (8 listopada 2019)
To prawda. Ja ciągle słucham muzyki niezależnej i uważam, że jest świetna :) Ostatnio nawet myślę o zajęciu się muzyką na własną rękę. Znalazłam instrumenty muzyczne sklep i chcę sobie kupić kilka nowych instrumentów oraz nagłośnienie.
OdpowiedzUsuń